Poczet Absolwentów
To wizytówka naszej szkoły, szczególne miejsce, w którym prezentujemy naszych Absolwentów, których droga zawodowa i sukces może stać się przykładem dla obecnych i przyszłych pokoleń licealistów.
Budowanie tradycji szkoły takiej jak nasza, to nie tylko daty i fakty historyczne przywołujące wydarzenia na przestrzeni ostatnich prawie 70 lat, ale przede wszystkim losy jej wychowanków, uczniów, którzy tworzyli historię placówki, a teraz tworzą współczesność naszego kraju.
Prezentowane w tym miejscu sylwetki naszych byłych Uczniów są dla nas powodem do dumy i satysfakcji.
Jacek Awłasewicz
absolwent 1983r.
Kapitan Żeglugi Wielkiej
Patrząc z perspektywy tych kilkudziesięciu lat, które minęły już od mojej matury, mogę stwierdzić, że cztery lata w murach „Broniewskiego” były czymś niezwykłym. Tutaj rozwijałem swoje zainteresowania oraz zdobywałem podwaliny wykształcenia i wiary we własne siły. Prawdziwą jakość Mojego Ogólniaka mogłem w pełni docenić w toku dalszej edukacji, mając porównanie z rówieśnikami z innych ośrodków w Polsce. Nigdy też nie zapomnę atmosfery tej szkoły. Były to świetnie wykorzystane lata intensywnej nauki, sportu oraz zabawy (kolejność mocno przypadkowa).
Dzisiaj uczęszcza tutaj ósmy już członek mojej najbliższej rodziny.
Tak trzymać !!!
Dr hab. Barbara Marczuk
absolwentka 1977 r.
Profesor literatury francuskiej, wicedyrektor Instytutu Filologii Romańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
Cztery lata nauki w bolesławieckim liceum były dla mnie najważniejszym i najpiękniejszym etapem w życiu. Dzięki lekcjom polskiego u Pani Profesor Anny Banieckiej, dzięki niekończącym się dyskusjom o książkach, pokochałam literaturę i związałam z nią całe moje życie zawodowe. Niezapomniana wychowawczyni mojej klasy, Pani Profesor Waleria Bocian, nauczyła nas samodzielnego podejmowania decyzji, odpowiedzialności za innych i troski o wspólne sprawy. Nikt w naszej klasie nie chodził na korepetycje: udzielaliśmy sobie ich nawzajem, w miarę swoich zdolności i kompetencji, w formie koleżeńskich „kompletów”.
Droga naszym sercom Pani Profesor Maria Łużniak nie szczędziła czasu i talentu, aby z naszym kółkiem teatralnym przygotowywać komedie Moliera i Goldoniego, które wystawialiśmy w gościnnych murach Teatru Miejskiego, przed zawsze życzliwą publicznością złożoną z naszych Pedagogów, Kolegów i Rodziców.
Przyjaźnie zawiązanie w liceum podtrzymujemy do dziś. Mimo że nasza nierozłączna „paczka” rozproszyła się po Europie, spotykamy się przynajmniej raz w roku w najpiękniejszym mieście świata, czyli Bolesławcu, w niezastąpionej „Paryskiej”, stworzonej przez Kolegę z naszego rocznika. I właśnie tam, przy okazji tych spotkań, Pani Profesor Anna Baniecka przypomina nam: „Musicie tę książkę koniecznie przeczytać!”
garść wspomnień – Lekcja polskiego z Panią Profesor Anną Baniecką
Na tę lekcję przychodziło się zawsze z bijącym sercem. Co dziś się wydarzy? Czy Pani Profesor przeczyta nam Hymn Kasprowicza w taki sposób, że ciarki przejdą po plecach? A może znów będziemy sobie skakać do oczu o to, czy Kordian to mięczak, a Judym niewdzięcznik i pyszałek, który za nic miał uczucia Joasi i myślał tylko w swoich ideałach.
Kłóciliśmy się zawsze, niektórzy z głębokiego przekonania, inni dla zasady, żeby być przeciw. Pani Profesor przyglądała się nam spokojnie, z wyrozumiałym, spokojnym uśmiechem kogoś, kto ma swoje zdanie, ale cierpliwie go nie ujawnia: woli słuchać innych. Bój o sprawy najważniejsze przeciągał się na całą przerwę, a jeśli była to ostatnia lekcja, przenosił się do miejsca niezwykłego, którego dziś pewnie już nie ma. Mieściło się ono w czeluściach długiego korytarza na pierwszym piętrze i nikt nie podejrzewał, że za drzwiami opatrzonymi oficjalną wywieszką „Gabinet zastępcy dyrektora LO” mogą się rozgrywać rzeczy, o których strach wspominać przed nocą. Pani Profesor nie tylko pozwalała nam ciągnąć dalej nie zakończoną na lekcji dyskusję, ale czytała nam scenicznym szeptem teksty, których żaden ówczesny oficjalny program szkolny by nie zdzierżył. Właśnie tam zaznajomiliśmy się z pochodzącą z samego dna zachodniego zepsucia jednoaktówką Sartre’a Przy drzwiach zamkniętych, po lekturze której cały klasowy polonistyczny aktyw zaczął wyznawać filozofię absurdu i nosić czarne swetry.
Dla Pani Profesor książki były sprawą najważniejszą, rzeczywistością, o którą trzeba się spierać i którą trzeba żyć. Ilekroć zwalaliśmy się do Jej maleńkiego mieszkanka, Pani Profesor otwierała wielką szafę, z której wysypywały się książki, o jakich biblioteki mogły tylko pomarzyć i każdy z nas wychodził zawsze z jakąś lekturą do poduszki pod pachą: a to Moi współcześni „degenerata” Przybyszewskiego, albo Mistrz i Małgorzata, na którego trzeba było zapisywać się w kolejce, nie wspominając o Ferdydurke, którą gdzieś kiedyś ktoś chyłkiem wyniósł z likwidowanej biblioteki gminnej i powierzył Pani Profesor, jako jedynej osobie, która zrozumie, o co tam chodzi.
Zdaliśmy maturę w roku 1977, a zatem gdzieś w połowie ubiegłego stulecia, ale gdy dziś odwiedzamy Panią Profesor scenariusz jest taki, jak dawniej: tym samym pełnym przejęcia głosem, z tą samą charyzmą opowiada nam, co przeczytała, co Ją w kolejnej książce zachwyciło i zawsze kończy tym samym zdaniem, które ma moc słowa sprawczego: „Musicie to przeczytać!”
Michał Małkowski
absolwent 1993
Prezes Zarządu Gerresheimer Bolesławiec S.A.
To, kim jestem teraz, w dużym stopniu zdeterminowane jest przez jedne z czterech najlepszych lat w moim życiu spędzone w Naszym Liceum. Wciąż odczuwam wdzięczność dla profesjonalnych i oddanych swemu powołaniu nauczycieli, których dane mi było spotkać. To dzięki nim i atmosferze ambicji osiągania więcej niż przeciętna i wspierania ambitnych uczniów zbudowane zostały fundamenty, na których mogłem później budować swe życie zawodowe, jak również prywatne.
A poza tym, a może przede wszystkim, wspominam lata spędzone w Naszej Szkole, jako czas pełen przyjaźni, radości i świetnej zabawy!
Trackback: Kapitan Żeglugi Wielkiej w naszym Poczcie Absolwentów | I Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Broniewskiego w Bolesławcu
Trackback: O związkach kultury polskiej i francuskiej, czyli jak dawniej Polacy z Francuzów „kopiowali” | I Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Broniewskiego w Bolesławcu