Moja szwedzka przygoda w mroźnym Norrkӧping, czyli Erasmus+ dla nauczycieli
W naszej szkole, obok projektu dla uczniów, także nauczyciele realizują niezwykle ciekawy projekt w ramach programu Erasmus+ koordynowany przez panie Barbarę Jusypenko i Bognę Łasicę.
W ubiegłym roku część nauczycieli przeszła kursy z języka angielskiego (w Polsce oraz na Malcie), a nauczycielki języków obcych: p. Bogna Łasica, Magdalena Zientara i Katarzyna Cieślak-Ostrowska – kursy metodyczne.
W trakcie tegorocznych ferii zimowych panie Bogna Łasica i Katarzyna Cieślak-Ostrowska mogły skonfrontować metody nauki języków wizytując szkoły w Hiszpanii oraz Szwecji.
Poniżej ciekawe spostrzeżenia oraz refleksja p. Katarzyny Cieślak-Ostrowskiej z pobytu w szwedzkim mieście i szkole.
„W pierwszych dniach lutego tego roku, w ramach projektu Erasmus+ dla nauczycieli, odwiedziłam jedną ze szwedzkich szkół w miejscowości Norrkӧping. Moim zadaniem było obserwowanie lekcji języka angielskiego, szczególnie pod kątem pracy anglisty z dużą grupą uczniów i efektywności takiej nauki.
Zacznę od tego, że szkoła, w której spędziłam trzy dni, jeśli chodzi o wiek uczniów jest odpowiednikiem naszego dawnego gimnazjum, więc miałam do czynienia z klasami siódmymi, ósmymi i dziewiątymi. Budynek, jak to budynek, nie wygląda z zewnątrz najciekawiej, ale w środku zdaje się, że użytkownicy mają sporą przestrzeń i pewne udogodnienia, których możemy im pozazdrościć – zaczynając od większej przestrzeni wspólnej, kafeterii – z bardzo miłą panią sprzedającą i stołówki, która serwuje nieodpłatne obiady dla wszystkich uczniów i nauczycieli – zawsze w dwóch wersjach: mięsnej i wegetariańskiej, a kończąc na bardzo wygodnie wyposażonych pokojach nauczycielskich. W tej szkole są cztery pokoje nauczycielskie (dla nauczycieli klas siódmych, ósmych, dziewiątych oraz wspólny z kanapami i aneksem kuchennym) plus osobne pomieszczenie z garderobą i toaletami. Pierwszego dnia dostałam dwa klucze – jeden, żeby wejść do szkoły (każdy uczeń i nauczyciel taki ma) i drugi pasujący do prawie wszystkich pomieszczeń w szkole (oczywiście wyłączając gabinety dyrekcji), więc czułam się jak u siebie. Szkołą zarządza dwóch dyrektorów, którzy po równo dzielą się klasami i obowiązkami, plan lekcji układa jeden z nauczycieli i co ciekawe poszczególne poziomy mają lekcje i przerwy w różnych godzinach! Co więcej, lekcje są różnej długości – trwają od 50 do 90 minut! Co ich jeszcze od nas odróżnia, to wyposażenie klas i uczniów – w każdej klasie jest tablica interaktywna i system nagłaśniający, a każdy uczeń dostaje na okres nauki w szkole, mały, poręczny laptop z torbą i to jest w zasadzie jedyne, co przynoszą ze sobą do szkoły każdego dnia – podręczników papierowych na posiadają ?
Rozpisałam się o samej szkole, a co jeśli chodzi o nauczanie języka angielskiego i poziom uczniów? No cóż, o ile byłam pod wrażeniem wyposażenia szkoły i udogodnień, o tyle poziom uczniów już mnie nie zachwycił i myślę, że nasi uczniowie nie mają się czego wstydzić. Uczniowie tej szkoły są faktycznie młodsi niż nasi jak zaczynają w niej edukację, nie mniej jednak, słysząc o tym, jak wysoki jest poziom języka angielskiego w Skandynawii i że od dziecka wszystkie filmy i bajki oglądają po angielsku, spodziewałam się sporej różnicy w poziomie. Tak jak u nas, niektórzy radzą sobie dużo lepiej, inny słabiej… Grupy/ klasy liczą rzeczywiście około 30 uczniów (u nas do 24 w przypadku języków), ale trzeba zaznaczyć, że dla przedmiotów takich jak: szwedzki, angielski i matematyka do każdej lekcji przydzielonych jest dwóch albo nawet trzech nauczycieli ? Jak to wygląda w praktyce? Obserwowałam tylko lekcje języka angielskiego, więc na tym się skupię. Jeden nauczyciel „dowodzi” podczas danej lekcji i na przykład objaśnia temat, a kiedy przychodzi do realizacji zadań, dzielą klasę, zazwyczaj według poziomów – jeden z nauczycieli pracuje z najbardziej samodzielnymi uczniami, drugi zabiera ze sobą kilka osób, które, przykładowo, wymagają przeczytania im tekstu na głos oraz/lub przetłumaczenia i idą do innego pomieszczenia, a trzeci (jeśli jest) najczęściej zajmuję się osobami z największymi problemami w nauce- czasami jest to tylko jedno dziecko. Trzeba przyznać, że takie wsparcie na pewno przynosi efekty. Szwedzi podkreślają, że chcą dawać każdemu równe szanse i że każdy uczeń powinien mieć możliwość odniesienia sukcesu – brzmi świetnie, ale jak zawsze są też minusy… Dużo rozmawiałam ze nauczycielami, dyrektorem, pracownikami szkoły i innymi osobami mieszkającymi w Szwecji, spotkałam nawet Polkę w jednej w siódmych klas, która od piątego roku życia tam mieszka i mówią też, że szwedzka edukacja bardziej skupia się na tych słabszych uczniach niż na tych zdolnych, że ci bardzo dobrzy gubią się gdzieś w tym systemie, a nauczyciele sprawiają wrażenie niezbyt wymagających, no i przyznają, że nauczyciele miewają problemy z dyscypliną. Wracając do angielskiego, jak już wspomniałam, uczniowie z tej szkoły nie mają papierowych podręczników, wiec angliści wspólnie opracowują lekcje dla poszczególnych poziomów klas – czasami dzielą się wedle swoich zainteresowań, na przykład jedna nauczycielka opracowuje tekst o kraju anglojęzycznym, razem z ćwiczeniami na słownictwo i słuchaniem (które często wynajduje w starych podręcznikach), inna przygotowuje lekcje z gramatyki, a potem wszyscy angliści prowadzą lekcję z tych materiałów. Tak jak my, mają zajęcia na których pracują z tekstami, z ćwiczeniami na słownictwo, na słuchanie, pisanie, gramatykę… oprócz tego w każdym roku mają dwie lub trzy lektury do opracowania – są to uproszczone wersje książek, takich jak, na przykład, „Forrest Gump”- poświęcają na to kilka lekcji, potem wspólnie oglądają film.
Jak to lubimy twierdzić: „the grass is always greener on the other side” (wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma), ja zostanę przy „East or West home is best” (wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej) ?
Katarzyna Cieślak-Ostrowska